Innowacje, czyli pudełko pełne paradoksów

Dzisiejszy wpis będzie o grze, w którą bardzo lubię grać (choć teoretycznie nie powinna mi się podobać) i w którą chętnie gra moja Żona, mimo że też teoretycznie tego typu gier nie lubi. Perełka, o której tu mowa, to Innowacje (no, w moim przypadku „Innovation” – mam angielskie wydanie). Jest to dosyć szybka (30-40 minut) karcianka autorstwa Carla Chudyka (to ten od „Glory to Rome”).

Słowo wyjaśnienia w kwestii tego, dlaczego nie powinienem lubić „Innowacji” – otóż generalnie nie lubię gier z negatywną interakcją. W „Innowacjach” 90% gry to negatywna interakcja i to taka bardzo bezpośrednia. Moja lepsza połowa, nie dość że również nie przepada za uwalaniem innych graczy, to jeszcze nie lubi karcianek – a w Innowacje gra chętnie. Magia…

Sama gra została najpierw wydana przez Asmadi, potem w wydaniu wielojęzycznym przez Iello. Polskie wydanie mamy przyjemność oglądać dzięki Lacercie. Dlaczego o tym piszę – wydania Asmadi i Iello różnią się drastycznie jeśli idzie o szatę graficzną. Może niektórym to nie przeszkadza, dla mnie jednak estetyka gry jest bardzo ważna. Popatrzcie sobie na obrazki niżej – Asmadi po lewej, Iello po prawej. Na szczęście nasze (Lacertowe) wydanie bazuje na szacie graficznej Iello.

 

O co tak w ogóle chodzi?

Celem gracza w Innowacjach jest zdobycie określonej liczby kart zwycięstwa (zależnej od liczby graczy). Żeby takowe zdobyć, trzeba albo uzbierać odpowiednio dużo punktów wpływu (karty epok) albo spełnić specjalne warunki, unikatowe dla każdej karty (karty osiągnięć).

Zasady rozgrywki są banalnie proste – gracz wykonuje dwie akcje, po czym następuję kolejka następnego gracza. I tyle. W ramach akcji możemy albo dobrać kartę, wyłożyć kartę na stół, zdobyć kartę zwycięstwa albo skorzystać ze zdolności karty leżącej na stole. I tu leży pies pogrzebany – mamy w zestawie 105 kart, których zdolności w bardzo różny sposób wpływają na rozgrywkę – pozwalają nam dobierać dodatkowe karty, zabierać karty przeciwnikowi, wystawiać karty wyższego poziomu, niż normalnie byśmy mogli i wiele, wiele innych rzeczy.

Sytuację utrudnia w zasadzie tylko jedna rzecz: to, czy dana zdolność karty zadziała na przeciwnika, czy nie, zależy od tego, który z graczy ma więcej odpowiednich ikon widocznych na wyłożonych kartach. Jakby tego było mało, pewne efekty kart pozwalają nam rozsuwać karty leżące w stosie, dzięki czemu mamy więcej widocznych ikon. Rysunki poglądowe poniżej.

 

Dlaczego tak lubię Innowacje?

Podejrzewam, że podstawowym powodem jest to, że jest to gra doskonale trafiająca w zasadę „easy to learn, hard to master”. Zasady są banalnie proste, ale spektrum możliwości bardzo duże dzięki ponad setce kart z różnymi zdolnościami. Musimy też ciągle uważać na to, co przeciwnik ma na stole i co nam może zrobić – a jeżeli chcemy coś zrobić jemu, to musimy się postarać o przewagę konkretnych ikon.

W Innowacjach nie bardzo jest możliwość planowania w dłuższej perspektywie – i chociaż dla niektórych może być to wada gry, dla mnie oznacza, że co turę muszę kombinować i szukać optymalnego ruchu z tym co mam na ręku i na stole. Ok, może w wyjątkowych przypadkach jestem w stanie zaplanować przyszłą turę, ale to się bardzo rzadko zdarza.

Kolejną zaletą gry jest czas rozgrywki – nawet z moim AP mieścimy się spokojnie w 30-40 minutach. Akurat jest czas na rozgrywkę i rewanż, co zajmuje mniej więcej tyle ile byśmy grali w większość innych gier, które najczęściej lądują na naszym stole.

 

PS. Dzisiaj będę miał w łapkach pierwszy dodatek (Echoes of the Past), więc pewnie za czas jakiś możecie się spodziewać wpisu na temat tego, co dodatek robi z rozgrywką.