Powodzenia! (w wolnym tłumaczeniu)
W dzisiejszym wpisie będzie o tym, jak fajnie się pisze opinię o grze, która ma już ponad rok. Znajdzie się też miejsce na czerstwy, szowinistyczny żart. W tle zaś będzie jakaś planszówka, ale w sumie kogo to obchodzi. Do dzieła więc!
Wstawka humorystyczna 1
Zacznijmy od żartu. Wiecie, czym się różni facet na zakupach od kobiety na zakupach? Tym, że facet kupi za 200 PLN coś, co jest warte 100 PLN, ale właśnie tego w tym momencie potrzebuje i nie chce ganiać i szukać niższej ceny. Kobieta natomiast kupi za 100 PLN coś, co jest warte 200 PLN, mimo że wcale tego nie potrzebuje… ale przecież jest przecena, nie?
No więc historia zaczyna się od tego, że zachowałem się jak kobieta na zakupach. Nie potrzebowałem tak naprawdę nowej planszówki, ale oczekiwanie na Fields of Arle się przedłużało, zaprzyjaźniony sklep zaproponował dobrą cenę, więc kupiłem. Uwierzcie, naprawdę nie potrzebowałem.
Cóż, w ten oto sposób stałem się właścicielem egzemplarza „Szczęść Boże”, czyli polskiej, Lacertowej, wersji Gluck Auf / Coal Baron, autorstwa duetu Kramer & Kiesling. Gra ta już gościła na łamach ZnadPlanszy, konkretnie u Scheherazade oraz w Gradaniu. Dla formalności napiszę, że kupiłem grę najpierw, a sprawdziłem recenzje potem – ale i tak pewnie uznacie, że wymiguję się od opisywania mechaniki i reguł 🙂
To teraz w końcu coś o samej grze, co?
Żeby nie było, że wymiguję się tak całkiem – Szczęść Boże to bardzo typowy euro worker placement z gatunku tych zdecydowanie lżejszych. Wstawiamy swoich robotników w różne miejsca kopalni, dzięki czemu możemy wydobywać węgiel i realizować zamówienia na tenże węgiel. Nic szczególnie odkrywczego, mechanika pieszczotliwie nazwana „pick-up & deliver” w pełnym rozkwicie. Oczywiście było grane nie raz i w niejednym tytule… i tu nie ma jak nie wspomnieć o Magnum Sal… uff, to teraz już może Filip z Marcinem nie będą mnie ganiali z maczetami…:)
Jak już wspomniałem o innych recenzjach, to streszczę jeszcze, że Agnieszce gra się spodobała, zaś chłopaki z Gradania, hmm… może nie to, że nie zostawili suchej nitki, ale ogólnie nie docenili uroków Gluck Auf.
Z mojej strony wrażenie jest raczej pozytywne, z zastrzeżeniem konkretnej grupy docelowej. Gra się bardzo fajnie, lekko i przyjemnie, więc nie widzę powodów do narzekania. Żeby tak nieco dokładniej, to może w punktach:
- Podoba mi się ogólna mechanika gry – jest prosta, nikt nie próbuje na siłę wcisnąć dziwnych elementów, gra po prostu działa. Nie jest to jakiś wielki pean na cześć – po prostu jest ok. Z jednym dużym plusem – winda jest bardzo fajna.
- Podoba mi się ciężar gry – każdy Wam powie, że Gluck Auf to gra lekka i nie ma w niej jakiejś większej głębi strategicznej. No i to prawda – nie ma. Akurat gra na godzinkę, żeby się zrelaksować. Do mojego top ten eurosucharów oczywiście nigdy nie trafi, ale bardzo często jest tak, że z żoną mamy wieczorem max godzinę / półtorej i nie wyciągniemy w takim przypadku nic pokroju Le Havre… Zwykle w takim przypadku na stole lądowało Thurn und Taxis, to teraz dyliżanse mają konkurencję.
- Podoba mi się poziom interakcji – jest według mnie trochę większy, niż w standardowym eurosucharze. Standardowy eurosuchar działa tak, że z premedytacją gnoisz przeciwnikowi ruch tylko wtedy, kiedy rzeczywiście jest Ci z tym po drodze. Przeszkadzanie tylko po to, żeby przeszkodzić jest zwykle złym pomysłem. W Szczęść Boże ten próg opłacalności jest postawiony dość nisko: często zdarza się, że jest sens podebrać przeciwnikowi zamówienie albo wagonik, mimo że nam się nie składa teraz – pewnie złoży się w kolejnej rundzie, a przeciwnik ma zagwozdkę.
Oczywiście jeżeli spróbujecie do partii posadzić zaprawionych wyjadaczy, którzy Brassa biorą na rozgrzewkę, a potem zaczynają High Frontier, no to Gluck Auf nie wypali. Nie wypali również wtedy, gdy do stołu usiądzie ktoś, kto grę dobrze zna z kimś, kto gra pierwszy raz – wynik będzie dość mocno jednostronny. W innych przypadkach zupełnie nie widzę przeszkód, żeby pojeździć nieco windą w górę i w dół.
PS. I zdecydowanie nie zgadzam się ze stwierdzeniem ekipy Ciuniek & Windziarz & Kwiatosz, że Stone Age jest lepszy. Nie jest. Klimatowi turlacze, żeby Was… 😛
PS2. Skoro już wcześniej wspomniałem o Mangum Sal – Gluck Auf jest zdecydowanie lżejsze od naszej rodzimej produkcji. W zależności od ekipy grającej może to oczywiście być albo wada, albo zaleta. Nie miałem niestety okazji grać w MS z Murią, ale zakładam, że jeżeli sama podstawka jest bardziej rozbudowana, niż Szczęść Boże, to z dodatkiem tym bardziej.
Wstawka humorystyczna 2
Czas wyjaśnić nieco enigmatyczny tytuł wpisu. Miałem niezły ubaw z tej gry jeszcze zanim odpakowałem pudło z folii. Otóż na tyle pudełka (oraz, jak się potem okazało, na pierwszej stronie instrukcji) jest wstępniak, który brzmi i tu cytuję:
„Szczęść Boże” to tradycyjne pozdrowienie polskich górników. W wolnym tłumaczeniu oznacza „Powodzenia!”
Znaczy, rozumiem, w wolnym tłumaczeniu z polskiego na polski? No bo przecież normalny nie-górnik nie złapie takiego slangowego zwrotu, jak „szczęść Boże”… 🙂
PS3. Napisałem, że jednym ze źródeł tego dość niecodziennego zakupu jest frustracja przedłużającym się oczekiwaniem na Fields of Arle. Jest szansa, że w tym tygodniu będzie, więc strzeżcie się – Rosenberga nigdy za wiele!