Wikingowie, czyli „Saga o dowolnym graczu”

W ten weekend miałem okazję zagrać w nowość ze stajni Rebel.pl, czyli „Wikingowie: Wojownicy Północy”. W sumie jakby tak popatrzeć na moje preferencje planszówkowe, to jest to gra dość daleka od tego, w co normalnie grywam i lubię. Przede wszystkim nie lubię bezpośredniej, negatywnej interakcji, a tej w Wikingach są całe tony. Jak się więc grało? Cóż, zapraszam do lektury.

Początki…

Całych reguł gry nie chcę tu opisywać, więc w telegraficznym skrócie: gracze wcielają się w jarlów czterech osad Wikingów. Każdy ma za zadanie porwać po jednej pięknej (hm…) dziewicy (hmmmmm…) z pozostałych trzech osad. W tym celu gracze pływają swoimi drakkarami po planszy (rzucając karty, żeby przemieścić drakkara), zagrywają przeróżne karty wydarzeń tudzież toczą bitwy z innymi graczami lub potworem morskim. Jest również możliwość werbowania załogantów na nasz drakkar, którzy to załoganci dają nam potem przeróżne bonusy. Jak już pisałem, gra ma bardzo mocną negatywną interakcję – większość kart przeszkadza innym graczom przez zabieranie ich kart, przemieszczanie ich drakkarów w kierunkach niepożądanych przez właścicieli i kilka innych nieciekawych efektów.

Siedliśmy do stołu w niedzielne popołudnie we czwórkę – moja małżonka (Kamila), ja i para naszych znajomych (Beata i Janek). Po krótkim zapoznaniu się z zasadami rozpoczęliśmy rozgrywkę. Na początku szło względnie spokojnie, każdy się zapoznawał ze swoimi kartami i kombinował, jak by tu rozegrać pierwszą rundę albo dwie. Szybko jednak Janek stwierdził, że takie nudne pływanie wte i wewte jest niegodne prawdziwego Wikinga i zaczął broić. Przyznać trzeba, że broił w sposób bardzo fantazyjny, acz może nie finezyjny… a to pożar tu (Beata musiała odrzucić kilka kart), a to bunt tam (Beata znów musiała odrzucić kilka kart), może by tak jeszcze przestawić potwora morskiego, żeby kogoś (w tym wypadku mnie) zablokować…
wikingowie-1

Dowolny gracz

Wyzwaniem w grze jest oczywiście zrealizowanie celu (uprowadzenie trzech córek thanów) zanim zrobi to ktokolwiek inny. Problem polega na tym, że z rzeczonymi córkami trzeba jeszcze wrócić do naszej osady. Można zwozić każdą z nich pojedynczo, można próbować zgarnąć dwie lub nawet trzy w jednej podróży – wybór zależy od gracza. No, wożenie 3 córek na raz może nie jest najlepszym pomysłem, bo wtedy nie mamy miejsca na innych załogantów, a ci się zdecydowanie przydają. Ważniejsze jest jednak co innego – jest to typowa gra „bij lidera” – jeżeli widać, że jeden z graczy wysuwa się na prowadzenie (na przykład odwożąc do swojego portu drugą z trzech córek), pozostali gracze jednoczą się, żeby go powstrzymać tudzież opóźnić. Choć nie zawsze…

Janek niechybnie doskonale się bawił na początku gry (jeżeli sądzić po uśmiechu od ucha do ucha, który nie schodził mu z twarzy) – przyszła jednak kryska na matyska. W pewnym momencie nasze szanowne panie stwierdziły, że czas na odwet. Mniej więcej w tym momencie narodziła się ciekawa świecka tradycja. Otóż karty w Wikingach mają zwykle tekst w rodzaju: „Wybierz dowolnego gracza… (i zrób mu coś złego)”. Zarówno Beata, jak i Kamila zaczęły z wyraźną satysfakcją rzucać różne nieprzyjemne karty na Janka, deklarując przy tym tryumfalnie: „A teraz DOWOLNY gracz odrzuci 3 karty…”. Ustaliliśmy, że pojęcie „dowolnego” gracza w tej rozgrywce mamy jasno zdefiniowane.
wikingowie-2

Gdzie dwóch (trzech) się bije…

Ze strategicznego punktu widzenia wyżywanie się na jednym biednym Wikingu nie jest oczywiście najlepszym pomysłem. Przecież wszyscy wiedzą, że wyżywać się należy na wszystkich po równo, hehe. Koncentracja na „dowolnym” graczu pozwoliła mi w tym przypadku skraść trzecią córkę i wygrać. Oczywiście moi przeciwnicy zorientowali się, gdzie popełnili błąd, ale było już za późno.

Ciekaw jestem, jak wyglądałaby ta rozgrywka, gdyby wszyscy usiedli do niej z nastawieniem na blokowanie i ogólne przeszkadzajstwo. Czytałem recenzje, z których wynikało, że rozgrywka może się wtedy przeciągnąć do 2 godzin albo lepiej. U nas taki efekt nie wystąpił – grę skończyliśmy w niecałą godzinę. Jak mi się grało? Całkiem fajnie. Frustracja wynikająca z tego, że ktoś ci przeszkadza jest wbrew pozorom nieznaczna – bo dwie minuty później możesz oddać pięknym za nadobne. Klimacik łupieżczych wypraw i morskich potyczek w skandynawskich fiordach Wikingowie oddają bardzo fajnie.

wikingowie-3

Komu można tę grę polecić? Wbrew pozorom określiłbym Wikingów jako specyficzną grę imprezową – strategiczna to ona nie jest (za dużo losowości), familijna również nie (zbyt wredna interakcja), ale zabawy daje całkiem dużo. Jeżeli więc na rzeczonej imprezie macie trochę miejsca i spokoju – spróbujcie, jest duża szansa, że się nieźle ubawicie.

 

PS. Dzięki dla Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry.