Craftsmen – część 1, czyli rzut okiem
Dzisiaj w moje łapki wpadło przedpremierowe pudełko z najnowszą grą ze stajni G3 / STGames, czyli „Craftsmen”. Nie powiem, czekałem na ten tytuł, widziałem rozgrywki na etapie prototypu, więc do „unboxingu” zabrałem się z dużym entuzjazmem. Niestety nie udało nam się dzisiaj zagrać pełnej partii (za późno zaczęliśmy), więc ten wpis jest tylko ogólnym opisem o co chodzi i jakie są wrażenia z gry. Kolejny post za kilka dni będzie zawierał bardziej dogłębną recenzję.
Podstawy podstaw
„Craftsmen” to w zasadzie typowy worker placement. Gra jest podzielona na dwanaście rund, co 4 rundy mamy większe punktowanie, zaś w większości rund (dokładnie w 9) mamy właśnie wrzucanie workerów na różne lokacje. Jak już wrzucimy owych workerów, rozpoczynamy fazę rozliczania lokacji po kolei, no a potem kolejna runda. Ot i cała filozofia, nic rewolucyjnego – ale po co psuć coś, co działa?
Faza workerowa w każdej rundzie jest o tyle wesoła, że niektóre miejsca w lokacjach pozwalają na wykonanie akcji na lokacji z pewnym bonusem, więc musimy decydować o tym, gdzie chcemy zgarnąć trochę więcej, a na której lokacji nam zależy mniej. Potem następuje faza rozliczania lokacji (wykonywania akcji). Po kolei: najpierw pozyskujemy kasę, potem budujemy budynki z ręki, następnie kupujemy budynki na rękę, czwarta lokacja to produkowanie dóbr, piąta to dokupowanie surowców, zaś szósta pozwala zrobić kilka dodatkowych rzeczy typu zmiana kolejności w rundzie. Przy okazji – zauważyliście ten wredny trik rodem z piekie Caylusa, w którym gra cię podpuszcza niepoprawną kolejnością? Najpierw budujemy budynki, dopiero potem je kupujemy, czyli trzeba kupno zaplanować turę wcześniej, żeby w kolejnej turze mieć co budować.
Klasycznie w tego typu grach mamy kilka dróg do zwycięstwa, ponieważ punktować możemy w kilku miejscach. No, powiedzmy inaczej – jest jedna podstawowa ścieżka (wysyłanie wyrobów na statki) i kilka pobocznych. I to by było w zasadzie tyle, jeśli idzie o samą mechanikę gry. Ciekawe rzeczy, jak zwykle, zaczynają się w szczegółach.
Zaprawdę powiadam… będziesz budował silniczki!
No i tu dochodzimy do momentu, w którym „Craftsmen” wywołał u mnie uczucie porównywalne z tym, co dostalibyśmy, wpuszczając 10-letniego brzdąca do fabryki kremu do babeczek. Twierdzenie, że ta gra polega na budowaniu silniczków, to za mało. Bardzo wiele gier polega na budowaniu silniczków, ale nie jest to bezpośrednio powiedziane. „Craftsmen” robi inaczej – ta gra krzyczy: „Będziesz budował silniczki produkcyjne, a ja ci jeszcze za to bonusy dam!” Nawet na ostatniej stronie instrukcji mamy ściągawkę pt. „Łańcuchy produkcyjne”.
Podstawowy element gry polega właśnie na budowaniu łańcuchów, które najpierw tworzą surowce, potem surowce przerabiają na półprodukty, na końcu zaś z półproduktów robią wyroby końcowe. Wyroby końcowe zaś możemy wysyłać na statki, za co jest cała masa punktów zwycięstwa. Oczywiście łańcuchy się zazębiają, pewne surowce i półprodukty mogą brać udział w różnych silniczkach, no w ogóle po prostu ekstaza. Już widzę te iskry w oczach fanów heavy euro 🙂 Na zdjęciu poniżej macie przykład prostego silniczka – najpierw hodujemy krowę, potem krowę przerabiamy na skórę, a skórę i tkaniny przerabiamy na ubrania. Oczywiście zazębianie działa w obie strony – z innego silniczka musimy wziąć tkaniny, a na ten przykład krowę możemy w innym silniczku przerobić na mięso, zamiast na skórę… Makabryczny nieco przykład wyszedł, ale wiecie, o co chodzi…
Ciąg dalszy nastąpi
W przeciągu kilku dni postaram się rozegrać jakieś pełne rozgrywki i wrzucić na bloga głębsze przemyślenia dotyczące „Craftsmenów”. Póki co widzę naprawdę dużo możliwości i bardzo fajną rozgrywkę. Mam szczerą nadzieję, że gra dożyje do swojego potencjału 🙂
Aha, jeszcze jedna rzecz, która mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła – pudełko. Po tak rozbudowanej grze oczekiwałem potężnego pudła a’la Tickety. Pudełko Craftsmenów ma rozmiar Carcassonne’a, czyli popularny średni format. Fakt, faktem – zbyt dużo komponentów w grze nie ma (około 100 kart, sto kilkadziesiąt drewnianych klocków, około 30 żetonów, plansza, instrukcje i tyle)… Ale po pierwsze to w zupełności wystarczy, po drugie znam gry, które w takim przypadku wpadłyby do wielkiego pudła. Duży plus za ten format pudełka – moja półka bardzo się cieszy.
Egzemplarz gry przekazało wydawnictwo G3 – dzięki wielkie.