Diggy diggy hole, czyli przewaga jaskiń nad farmami

Jakoś tak się stało, że musiałem trochę wypaść z obiegu hobbystycznego i przez ostatnie 8-9 miesięcy nie bardzo było kiedy w coś zagrać. No a jak nie było kiedy grać, to i o czym pisać. Styczeń jednakże okazał się nieco bardziej litościwy i nawet kilka fajnych rozgrywek zaliczyłem. Z tych kilku zaś jedna mnie tak bardzo pozytywnie zaskoczyła, że aż usiadłem i piszę na blogu. Co też się porobiło…

Słowem wstępu

Rzecz dotyczy hiciora sprzed lekko ponad roku, czyli największego pudła, jakie dotychczas zrobił Uwe Rosenberg: Caverna. Osobiście z tamtego Essen przywiozłem sobie Glass Road, więc jakoś nie miałem ochoty na jeszcze jednego euro-mózgotrzepa w tak krótkim czasie. Potem w różnych miejscach przeczytałem, że Caverna to taka Agricola 2.0 i to mnie skutecznie zniechęciło. Nie to, że nie lubię Agricoli, lubię i owszem bardzo, ale w końcu ile można.

Ostatnio jednak miałem okazję pograć trochę znowu w cięższe gry i jakoś tak się stało, że Caverna wylądowała na stole. Matulu, jak mi się fajnie w to grało… Potem aż wlazłem na BGG i zacząłem czytać te wszystkie recenzje i porównania Caverny do „Grica” i wywody dlaczego Caverna jest nieskończenie lepsza, nieskończenie gorsza… albo nieskończenie taka sama… Ten wpis to moja opinia w temacie, tylko najpierw taki drobny disclaimer: piszę z punktu widzenia osoby znającej Agricolę i wyrzucam same różnice.

Wrażenia

Osobiście jestem zdecydowanie w obozie tych, którzy uważają, że Caverna jest dużo fajniejsza od Agricoli, jednocześnie jest na tyle dużo wspólnego, że jak ktoś zna Agricolę, to do Caverny siada z biegu. Od niedawna niektórzy górnolotni recenzenci gier komputerowych piszą w takiej sytuacji, że „gry łączy dużo wspólnego DNA”… 🙂

Żarty na bok, kopanie jaskini to poważna sprawa. Dlaczego tak bardzo mi się Caverna spodobała?

  • Caverna pozwala na rozwój różnymi ścieżkami i na specjalizację. Agricola wymusza robienie wszystkiego, bo punkty ujemne za nieposiadanie czegoś potrafią boleć. Caverna i owszem, również te punkty ujemne ma, ale umówmy się, -2 punkty przy wynikach rzędu 80-100 nie przesądzą o wyniku. Tym bardziej, że budując jakieś specjalistyczne combo można naprawdę nałapać sporo punkcików.
  • Caverna trochę bardziej wybacza przy żywieniu. Czytaj: łatwiej się wyżywić. Dalej mamy mocne punkty ujemne za brak żywności, ale zdobywanie tej żywności jest dużo łatwiejsze, wobec czego można się bardziej skoncentrować na budowaniu „swojego wymarzonego silniczka robiącego bazylion punktów co turę”. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób to jest wada, bo bardziej im odpowiada napięcie i stres przy żywieniu w Agricoli. Cóż, ja wolę swobodę.
  • Silniczki w Cavernie rozkręcają się trochę szybciej. W Agricoli na 14 rund tak naprawdę w większości przypadków wszystko zaczynało śmigać koło 12-13 rundy, czyli niby mogliśmy się nacieszyć naszą wspaniałą, dobrze naoliwioną farmą, ale… niezbyt długo. W Cavernie szeroki uśmieszek wychodzi nam na twarz koło 7-8 rundy z 12… a potem to już czysta przyjemność.
  • Pomocnicy z Agricoli potrafili strasznie rozchwiać grę (jak ktoś na ten przykład dostał Mamkę), albo wymagali dziwnych home rulesów w stylu banowania kart, draftowania kart albo innych kombinacji. W Cavernie zostali zastąpieni kilkudziesięcioma żetonami, które są od początku dostępne dla wszystkich graczy. Znowu, jedni powiedzą, że to kasuje regrywalność, bo zawsze mamy ten sam zestaw. Dla mnie to wyrównuje szanse, a co do regrywalności – cóż, kilkadziesiąt to całkiem sporo, a z Agricolowych kilkuset i tak większość była średnio użyteczna 🙂

Diggy diggy hole

Teraz jeszcze drobne nawiązanie do tytułu wpisu. Myślę, że osoby, które wiedzą, o co chodzi uśmiechnęły się na samą myśl, a pozostali zaraz mnie zaczną ścigać z różnymi ciężkimi przedmiotami w dłoniach. Otóż czas jakiś temu znajomy mnie zaraził jedną piosenką na YouTube i teraz ja z radością zarażam dalej. Któregoś dnia zaraziłem właściciela tej kopii Caverny, na której graliśmy i zaczął się odgrażać, że jak zagramy w Cavernę, to to będzie leciało na loop’ie. No więc cały czas nie leciało, ale ze 30 minut to tak… Enjoy 🙂