Mózg paruje, czyli rzecz o ciężkich eurosach

Dyskusja z Jarkiem w komentarzach o tutaj natchnęła mnie do napisania tego posta. Otóż opowiem Wam o mojej pierwszej miłości planszówkowej. Teraz co prawda poszedłem w trochę inną stronę (co-opy), ale przez długi czas grami, w które najbardziej lubiłem grać, były ciężkie gry ekonomiczne. Przy czym przez ekonomiczne rozumiem tu głównie gry polegające na zarządzaniu surowcami i budowaniu silniczka przetwarzania tych surowców (gry z rynkiem akcji jakoś nigdy mi nie podeszły).

Niewinne początki

Zaczęło się w ogóle klasycznie, bo od Osadników. Szybko jednak stwierdziłem, że potrzebuję czegoś bardziej skomplikowanego. Wybór padł na Agricolę. Dlaczego Agricola? Szczerze, powodem było to, że na BGG zobaczyłem modelinowe figurki wieśniaków, które ktoś pracowicie wyrzeźbił. Wyrzeźbił też z modeliny wszystkie zasoby – wyglądało to niesamowicie, gorgeous, jak by ujęli to nasi prasłowiańscy przodkowie. Szybko nabyłem drogą kupna rzeczony tytuł i zaczęliśmy się w niego zagrywać z Żoną (i nie tylko). Pierwsze partie były niesamowite – to kombinowanie, to przeliczanie owiec na żarcie, odkrywanie coraz to nowych kombosów z pomocnikami i ulepszeniami… Do dziś to lubię. To był jednak tylko początek…

Rosenberg! Give me more Rosenberg!

W tym momencie na rynku było już wydane Le Havre (kolejna gra Uwe Rosenberga z tak zwanej Harvest Trilogy, łączącej Agricolę, Le Havre i At The Gates of Loyang). Poczytałem sobie trochę o Le Havre i jak pewnie możecie się domyśleć, dość ochoczo rozstałem się z kolejną porcją gotówki. Le Havre był jeszcze fajniejszy od Agricoli. Łańcuszki produkcyjne były jeszcze trudniejsze, a konieczność „żywienia się” jeszcze bardziej bolesna. Wydaje mi się również, że Le Havre jest bardziej strategiczna, można dokładniej planować strategię na całą grę (w Agricoli jednak sporo zależy od kolejności kart rund i od ręki pomocników / usprawnień).

Tu jednak objawił się pewien problem. Okazało się, że mam, jakby tu rzec… delikatne problemy z tzw. AP (analysis paralysis, czyli sytuacja, w której nadmiar możliwych opcji strasznie wydłuża proces decyzyjny). Żona ujęłaby to raczej tak, że każdą kolejkę gram 30 minut, ale przecież jakim cudem może zrozumieć to poetyckie wręcz piękno w analizowaniu przetwarzania 2 krów na 6 sztabek stali przez 5 tur w 6 ruchach, prawda? Graliśmy więc sobie spokojnie (i przeraźliwie długo, jak rzekłaby Żona) w Le Havre, gdy stała się rzecz straszna…

Przeraźliwa zapowiedź…

…wydania gry łączącej mechanizmy Agricoli, Le Havre i jeszcze trochę. Mowa oczywiście o Ora et Labora. To był rok mniej więcej 2010, więc na wydanie O&L przyszło nam jeszcze trochę poczekać, ale to tylko wzmocniło mój apetyt na tę grę. Gdy w końcu nabyłem upragnione pudło i usiedliśmy do gry, doszedł do nas ogrom zmóżdżania się, jaki nas czeka. Którą akcję wykonać teraz? Jeżeli budować, to co? A jak już wiemy co, to gdzie? Może tutaj, będzie dawało więcej punktów za sąsiedztwo, ale zablokuje miejsce na ten zamek, który chcę tam postawić… A może wykorzystać workera przeciwnika, żeby zrobił dla mnie akcję (tak, w O&L taki numer jest możliwy)? Potrzebuję postawić ten budynek, ale nie mam już na niego miejsca… muszę więc dokupić ziemię, ale gdzie? Ilość i poziom skomplikowania decyzji w tej grze wręcz przytłacza.

Gra się cudownie, ale w naszej sytuacji gra ma pewną wadę – potrzeba 3-4 godzin spokoju i dobrej koncentracji, żeby rozegrać porządną partyjkę. Co w zasadzie oznacza cale przedpołudnie albo popołudnie i to tylko w momencie, gdy dzieci nie ma w domu (wieczór odpada, jesteśmy zwykle zbyt wyprani po całym dniu). Z tego powodu Ora et Labora ląduje na stole rzadko, ale za każdym razem, jak już gramy, jest fajnie.

Co dalej?

Oczywiście próbowałem po drodze innych tytułów w podobnym gatunku, dalej jednak uważam, że klasyki Rosenberga są niedoścignione. Mam również w kolekcji Loyang (trzecia po Agricoli i Le Havre gra Rosenberga z trylogii), ale to jest dużo lżejsza waga gatunkowa. Próbowałem również Brassa – bardzo mi się spodobał, ale niestety działa sensownie dopiero od 3 osób, czyli dla mnie raczej odpada. Próbowałem Wysokie Napięcie – nie podeszło. Grałem w Cubę – mnie się spodobała, lepszej połowie niestety nie. Jest jeszcze kilka tytułów, które chciałbym spróbować – może Tzolk’in? Szykowany przez G3 prototyp Craftsmenów również wygląda nieźle… A może ktoś mi coś podpowie?

Disclaimer: wszystkie zdjęcia pochodzą z serwisu BoardGameGeek.com.