Bramy do świata eurosów
Dzisiejszym wpisem chcę upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Po pierwsze napiszę o pewnym typie gier, co w założeniu przerodzi się w coś w rodzaju mini-cyklu. Po drugie, wezmę na warsztat kolejne określenie zapożyczone z angielskiego do naszego planszówkowego slangu (poprzednie to meta–gaming i replayability – poszukajcie w postach po tagu „słowniczek”). Tym razem chcę napisać o grach, które sprawdzają się przy przekonywaniu tych dziwnych ludzi, którzy jeszcze w planszówki nie grają, że warto. Zapraszam do lektury wpisu o gateway games.
Co to jest gateway game?
Jak można wywnioskować ze wstępu, gateway game to tytuł, który ma dużą szansę przyciągnąć ludzi bez wcześniejszego doświadczenia planszówkowego do naszego hobby. Oczywiście opinia różnych osób o tym, które tytuły są dobrymi gateway’ami, może się drastycznie różnić. Generalny konsensus jest jednak taki, że gra musi się dać łatwo wytłumaczyć i nie trwać zbyt długo. Znam co prawda ludzi, którzy planszówkową przygodę zaczęli od Le Havre (2-3h gry i ciężkie móżdżenie nad przerabianiem 16 rodzajów surowców), ale to jest wyjątek, a nie reguła.
Podczas pisania tego wpisu naszła mnie ciekawa refleksja – wydaje się, że duża regrywalność wcale nie jest warunkiem koniecznym do uznania gry za dobry gateway. W końcu nie chodzi o to, żeby w taki tytuł zagrywać się co 3 dni przez rok – chodzi o to, żeby zagrać w niego raz, czy dwa i pokazać niedowiarkom, że właśnie otwiera się przed nimi nowy, wspaniały świat. Wiele gier, które uważam za bardzo dobre gateway’e ląduje na moim stole tylko wtedy, gdy mam kogoś nowego w hobby, bo dla kogoś, kto się już trochę w branży obeznał, nie są to tytuły, w które warto grać zbyt wiele razy (może kogoś w tym momencie ciężko zaskoczę, ale przykładem takiego tytułu jest dla mnie Pandemic – genialna gra na wprowadzenie, ale w innych okolicznościach raczej w nią nie zagram). Zgodzicie się? Znacie gry, które genialnie nadają się do wprowadzenia w hobby, ale potem już tracą urok?
Wiele klasycznych tytułów, które nawet największy planszówkowy żółtodziób zna, to świetne gateway’e. Cóż, może właśnie dlatego są klasykami, hmmm? Mówię tu o grach takich jak Ticket to Ride, Carcassonne, Osadnicy z Catanu i kilka innych. Wszystkie te gry są stosunkowo proste, a jednak dają spore (jak na taki ciężar gry) możliwości kombinowania. To są jednak tytuły, które każdy zna – a co z grami, które nie są tak dobrze wyeksponowane? Co sprowadza nas do drugiego tematu tego wpisu…
Bramy do świata eurosów
…a mianowicie do tego, że chciałbym w przyszłych wpisach napisać Wam co nieco o grach, które osobiście uważam za bardzo dobre gateway’e. Jak sam tytuł wskazuje, rzecz będzie o eurosach, czyli nie spodziewajcie się wpisów o grach przygodowych, czy strategiach. Nie będę również opisywał klasyków wymienionych w punkcie wyżej – napisano już o nich dość. Chciałbym Wam przybliżyć tytuły, które są może trochę mniej znane, a zdecydowanie warte wypróbowania.
Na chwilę obecną w planie mam dwie gry, o których na pewno chcę napisać w tym kontekście: Finca oraz Złote Miasto. Jeżeli macie jakieś propozycje, co według Was jest dobrym (euro) gateway’em – piszcie proszę w komentarzach, chętnie poszerzę repertuar 🙂
Update, czyli aktualizacja
Po Waszych sugestiach w komentarzach lista gier, które mam nadzieję pojawią się prędzej lub później w ramach cyklu „Bramy do świata eurosów” to:
- Finca
- Złote Miasto
- K2
- Epoka Kamienia
Poza tym jest jeszcze kilka gier, które koniecznie muszę ograć i wtedy się okaże, czy wpadną na listę (Mangum Sal, Kingdom Builder, Dziedzictwo).